Ziołowisko. Pożyteczny nagietek

W poprzednim poście pokazałam Wam fragmenty swoich rabat, na których, prócz aksamitek i cynii, pysznią się nagietki. Mam ich dużo, zawsze. Są niezawodne - nie straszne im wiosenne przymrozki, przejściowe susze - palowy korzeń potrafi głęboko wbić się w ziemię, poszukując wilgoci. Szkodzi im nieco niska temperatura i nadmiar deszczu, bo te kwiaty wrażliwe są na mączniaka, a grzyb ten doskonale rozwija się właśnie przy deszczowej, chłodnej aurze. Trudno.

Nagietek na rabacie warzywnej fot. Wierzbowisko
Nie o tym jednak dzisiaj.
Dzisiaj o niewątpliwych zaletach nagietka - tak tych ogrodowych, jak i dla naszej urody.
Nagietek w ogrodzie sieję na przeróżnych rabatach. Jeśli zacienia mi jakieś warzywa, po prostu go przycinam albo wyrywam, bo na zasobnej w składniki pokarmowe glebie potrafi rozrosnąć się do pięknego kolorowego "krzaczka" o metrowej prawie wysokości.
Sieję go w warzywniku, bo:
-  przyciąga pszczoły, które zapylają kwiaty,
-  przyciąga owady z rodziny bzygowatych, a ich larwy uwielbiają z kolei mszyce żerujące np. na pomidorach, bobie i wielu innych warzywach,
-   można obserwując go przewidzieć deszcz, bo - nim zacznie padać - zwija swoje kwiatki w ciągu dnia.
Lubię go w domowej kosmetyczce, bo:
- działa przeciwzapalnie, łagodząco, kojąco.
Ja używam go tak:
najpierw suszę kwiaty, zebrane w słoneczną pogodę - w suszarce do grzybów, powoli, ustawiając na 1 stopień. By poszło szybciej, a susz zajął mniej miejsca w słoiku, odrywam wcześniej starannie płatki i suszę tylko je. Przechowuję w szafce w szczelnie zamkniętym słoiku.
Kiedy potrzebuję ,susz zalewam olejem (mój ulubiony to migdałowy) lub oliwą i podgrzewam przez około pół godziny na gazie, by właściwości kwiatów przeszły do oleju. Studzę macerat i pozostawiam jeszcze na dobę do naciągnięcia. Odcedzam na sitku o drobniutkich oczkach.
Takim maceratem można już przecierać skórę wacikiem, ale ja używam go najczęściej jako rozcieńczalnik do trudno rozsmarowującego się w surowej postaci masła shea albo kakaowego. Po prostu podgrzewam masło, dodaję macerat, podgrzewam raz jeszcze i przelewam do sterylnego pojemniczka, by stężał. Potem używam jako kremy.
Dla niewtajemniczonych, w telegraficznym skrócie - masło shea doskonale natłuszcza, łągodzi napięcia skóry, ale też ma działanie przeciwzmarszczkowe. Kakaowe jest nieco lżejsze, nie pozostawia aż tak tłustego filmu jak shea i z kolei działa jak delikatny samoopalacz - przy regularnym stosowaniu skóra nabiera pięknego, lekko opalonego odcienia, nie mającego nic wspólnego ze wściekłą żółcią, jaką zazwyczaj kończy się używanie w nadmiarze kupowanej chemii. Z suszu nagietkowego można też robić po prostu płukankę, czyli parzyć we wrzątku i płukać nim np. gardło przy stanach zapalnych (doskonały w połączeniu z szałwią) albo używać jako tonik do przemywania twarzy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wierzbowa pracownia. Wielofunkcyjne worki na prezenty

Błyskawiczne ciasteczka z czterolatką