Nasionkownia. Wiosna zimą, czyli sadzimy iglaki

Z doniczek, oczywiście. A dlaczego akurat teraz? Bo jesienią nie zdążyliśmy wkopać wszystkiego, co zostało kupione, więc kilka sztuk sosny czarnej, limby i dwie wielkie kosodrzewiny - w sumie 15 sadzonek, czekało spokojnie w donicach do wiosny. Przy okazji stworzyły na tarasie fajny świąteczny klimat, bo zamieszkały w wiklinowych koszach, gdzie latem pyszną się mięty, pelargonie, petunie, komarzyce i inne ciepłolubne piękności. Ale, skoro zimy nie, ba - nawet przymrozków nie ma, postanowiłam iglaki wsadzić tam, gdzie ich miejsce.
Dzisiaj przy wjeździe zostały wkopane dwie dorodne kosodrzewiny, a kilka niewielkich jeszcze sosen upiększyło ścieżkę do domu. Na razie malutkie, ale wiem z doświadczenia, że za 2-3 lata będą z nich całkiem spore, może nawet ponad metrowe choineczki. Marzy mi się rozświetlenie ich świątecznymi światełkami. Koniecznie w ciepłej bieli. Koniecznie dużo. Żeby tworzyły świetlisty szpaler w ciemnej nocy... Bo tam akurat żadnej konkurencji mieć nie będą, tylko czarne jak smoła tło...
Jutro, jeśli pogoda pozwoli i córcia znowu postanowi uciąć sobie półtoragodzinną, niczym nie zmąconą drzemkę w wózku - tak jak dzisiaj, posadzę pozostałe sosny przy bramie, a tuż przy samej siatce wielkie już kilkuletnie dzikie róże, których mam pod dostatkiem. Dobrze im w mojej gliniastej ziemi, bo wszędzie mają po 2-3 metry wysokości w zaledwie dwa lata osiągnięte. No i odporne są na wszystko, więc nie wymagają po pierwszym roku od posadzenia (w tym jednak podlewać należy) ani żadnej ochrony, ani wody. Po prostu rosną i cieszą oko.
 Mniej więcej rabata będzie wyglądała tak (z tym, że zamiast malowniczego głazu jest w tym miejscu mniej malowniczy baniak z gazem):
Projekt rabaty przy wjeździe wiosną proj. Wierzbowisko

 Muszę tylko wymyślić coś, co zaściółkuje glebę między roślinami, bo chwasty rozpanoszą się tam natychmiast, a ja czasu na pielenie nie mam. Pewnie skończy się na tym, że "pokażę" to miejsce bluszczykowi kurdybankowi, znanemu zielsku, trudnemu do usunięcia, ale też bardzo pożytecznemu ziołu, które uwielbia gliniaste ciężkie ziemie, częściowy cień też mu nie przeszkadza i gości w wielu miejscach mojego siedliska. Pewnie między nim znajdą się też połacie mięty czekoladowej i zwykłej, dzikiej, które zadarnią w mgnieniu oka każdą powierzchnię, ukorzenią się wszędzie i urosną zawsze, niezależnie od pogody. Przy okazji pięknie pachną, są użytecznymi ziołami i kwitną latem.
Rabata latem, z kwitnącymi różami i miętą proj. Wierzbowisko
Mam też słabość do dzikiej róży fałdzistolistnej - za to, że kwitnie i pachnie całe lato, by wydać dorodne, doskonałe na przetwory owoce. I jarzębin, których ponad 20 sztuk czeka na przesadzenie z rabaty tymczasowej - bo przypominają mi stare siedlisko i coraz mniej ich na miedzach. I tawuł van houte'a - za to, że pięknie kwitną, są niby delikatne, ale niestraszne im ani upały, ani mokre zimne lata. Po prostu rosną i cieszą oko. Do tego, przy samym ogrodzeniu posadzę żywopłot z karagany syberyjskie, by zasłonił mnie od ciekawskich i samochodów. I już.

Rabata jesienią z czerwoną jarzębiną i pięknie przebarwionymi tawułami proj. Wierzbowisko
Pracy sporo, bo ta rabatka mieć będzie jakieś 2-3 ary, ale na szczęście jest to praca jednorazowa w zasadzie, bo z doświadczenia wiem, ze już pod koniec lata zarośnięta będzie pięknie, a kiedy róże się rozrosną i zaczną gubić liście na zimę, przy okazji wyściółkują glebę tworząc warstwę ochronnej i pożytecznej próchnicy. I to lubię - permakulturalne siedlisko, które pięknie wygląda, a nie trzeba jakoś dramatycznie się przy nim napracować.
A zimą.... tajemniczo, biało, trochę strasznie - ale tak miało być. proj. Wierzbowisko

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wierzbowa pracownia. Wielofunkcyjne worki na prezenty

Błyskawiczne ciasteczka z czterolatką