Nasionkownia. Mój jesienny ogród (nie)gotowy na wiosnę
Pogodynki zapowiadają ostatnie ciepłe dni tej jesieni, a w ogrodzie jeszcze tyle rzeczy do zrobienia... Mam tylko 2 godziny dziennie na bieganie z grabkami, łopatą czy nożycami, bo tyle w ciągu dnia śpi córcia (14 miesięcy obecnie). Z nią zrobić nic się nie da, bo ona też chce wszystko to samo, co mama. Ale jeszcze do końca sama nie chodzi, więc trzeba pilnować cały czas. Potem też trzeba będzie, ale chociaż ręce własne zwolnię. Udaje nam się opryskiwać ogród EM-ami, podlewać. I tyle. To i tak dużo, moim zdaniem. Generalnie - nauczyłam się zwalniać. Czego nie zdążę zrobić teraz, zrobię na wiosnę. wiat na porządkach się nie kończy, zwłaszcza, że ja należę do typów, które czasami - zamiast biegać po grządkach - z książką w altance wolą się zaszyć. Czasem zwyczajnie mi się nie chce i już. Poza tym mając mało czasu i dwie ręce, oraz niemowlaka w domu, nie mam wyboru - muszę prowadzić ogród w stylu slow, powiedziałabym - permakulturalnie. O permakulturze inny post, jak już zrobi się zimno