Nasz nowy kolega

 Łazi tu i tam od kilku tygodni. Chyba mieszka gdzieś w objęciach wielkiej wierzby nad naszym stawem. Chyba, bo najczęściej to właśnie stamtąd wychodzi, nienerwowo rozglądając się wokół. A że staw mamy kilkadziesiąt metrów od domu, nie sposób uchwycić go na zdjęciu, bo nim człek się ruszy, po rudej kicie już ani śladu. Czujny jest (albo czujna), trzeba to przyznać. Dzisiaj jednak wyglądam ja sobie przez okno, 

Nasz przyjaciel widziany przez okno fot. Wierzbowisko
 

a tu nasz lisek, zaspany, przeciąga się w wysokiej trawie. 

Tak się bowiem składa, że skoszone mamy tylko niektóre części siedliska (większość), koło domu na krótko, by chodziło się wygodnie, dalej dłużej, bo nikomu za często ganiać z kosiarką się nie chce, a dalej - całkiem wysoko. Dzięki temu mamy jeże, które doskonale znajdują w wysokich chaszczach schronienie, a potem i jedzenie, bo prowadzimy działkę całkowicie ekologicznie. Mamy jaszczurki w kamiennych pryzmach. Bociany co lato, żurawie. Miejsce znalazły też żaby, okupujące nie tylko staw, ale i kałuże dokoła, czapla i kaczki czują się jak u siebie, póki ktoś za blisko nie podejdzie (wtedy uciekają z wrzaskiem, ale za chwilę, kiedy sobie pójdę, wracają). 

Dzikich, mile widzianych mieszkańców mamy wiele. Takie było założenie, że z tej łąki zrobimy tętniące życiem siedlisko (po starym, które kupiliśmy dawno temu, a zasiedliliśmy ledwie 4 lata temu), zostały ruiny fundamentów i kilka starych pięknych drzew, środek to była pustynia regularnie koszona traktorem). Udało się, choć takiego lokatora się nie spodziewaliśmy.

Oto i on. Może nie najlepiej widoczny, ale nic innego poza telefonem pod ręką nie miałam. Wyjść z domu nie mogłam, bo by uciekł, zostało więc zrobić, ile się da.  

Za długo do tych zdjęć nam nie pozował... fot. Wierzbowisko

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Błyskawiczne ciasteczka z czterolatką

Wierzbowa pracownia. Wielofunkcyjne worki na prezenty