Z braku piekarnika... podpłomyki

Chwilowo nie mam piekarnika. Zdarza się. Stary się popsuł całkiem. Będzie nowy. Ale na razie nie ma żadnego. Szczerze całkiem, nie bardzo też przez upalne lato spieszyło się nam z kupnem nowego, bo i tak nie wyobrażałam sobie pieczenia w tropikalnych temperaturach, jakie miłościwie panowały nam przez ostatnie miesiące.
Upały jednak przeszły całkiem, a mnie dzisiaj najzwyczajniej w świecie... zabrakło chleba. A chlebożercą jestem i już. Czasem mam ochotę na pszenny, drożdżowy. Innym razem - razowy na zakwasie. Czasem mam czysto ziarnisty, a jeszcze czasem, choć najrzadziej, chałkę. Coś chlebowego mam jednak zawsze, choćby odrobinkę. A dzisiaj zabrakło. A tak strasznie chciało mi się zjeść coś chrupiącego. A tak strasznie nie chciało mi się jechać do sklepu, bo niedziela była handlowa. No i ten brak piekarnika pierwszy raz dał mi się we znaki od miesięcy.
Ale, od czego głowa! No i internet, który bywa w trudnych chwilach pomocnych. Wpisałam hasło: "chleb bez pieczenia" i wyskoczyło: "podpłomyk". Jak ja mogłam o nich zapomnieć?
Smak dzieciństwa, pychota w swej prostocie. Prawie pizza, a zrobienie zajmuje tylko chwilę. I - co najważniejsze - zawsze się udaje! Warunek jest jeden: trzeba mieć tradycyjną kuchnię, na której blacie przyrządzimy podpłomyka albo grubą, najlepiej żeliwną patelnię, która rozgrzeje się do bardzo wysokiej temperatury. Wtedy tylko podłomyk będzie mega chrupiący, bo ja takie właśnie lubię - cieniutkie i chrupiące. Koniecznie gorące.
Na ich zrobienie potrzeba:
- mąkę pszenną albo inną, wedle upodobań,
- wodę,
- sól do smaku.
Ja nie dodaję do ciasta żadnych przypraw ani oleju, choć są zwolennicy i takich rozwiązań. Ile? Na oko. Około pół kilograma mąki wystarczy. Do tego większa szczypta soli i wody tyle, by ciasto wyszło elastyczne, ale łatwo odchodziło od ręki i lekko się cieniutko rozwałkowywało, ale bez podsypywania dodatkowej mąki na stolnicę. Rozgrzewamy patelnie (koniecznie suchą) i rzucamy na nią podpłomyka. Jeśli jest odpowiednia temperatura powinien nam puścić parę bąbli wypełnionych powietrzem, a dobry jest wtedy, kiedy wystające bąble się przyrumienią, przerzucamy go na chwilę na drugą stronę i już. Na wierzch można dać ser, zioła, warzywa. Albo dżem. Albo warzywa. Albo samo masło. Albo nic po prostu. Ja lubię takie nic. A do tego np. fajna sałata. I uczta gotowa, czego i Wam życzę. Smacznego!

Komentarze

  1. O losie, ale bym zjadła takie coś do sałatki greckiej... Aż mnie zatrzęsło z głodu. Mniam. To prawda, bez kuchenki też można.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarz przed dodaniem na stronę musi zostać zaakceptowany przez administratora. Proszę o cierpliwość

Popularne posty z tego bloga

Wierzbowa pracownia. Wielofunkcyjne worki na prezenty

Błyskawiczne ciasteczka z czterolatką