Nasionkownia. Zaczynamy nowy sezon!


Nie ma to jak tchnienie prawie-wiosny. Prawie, bo do kalendarzowej jeszcze kawałek czasu, ale dzisiaj właśnie odebrałam paczkę z nasionkami na ten sezon. Niejedne pewnie jeszcze dokupię, ale podstawowe warzywa oraz aksamitki i nagietki, bez których mój ogród się nie obędzie już mam. Kiedy córcia pójdzie spać, zacznę wysiew porów, kobei, werbeny i petunii wiszącej czyli surfinii. Nie wiem, czy kwiaty się udadzą, bo w minionym roku była wielka klapa, zwłaszcza z kobeą. Jak nie wyjdzie, nie szkodzi, bo mam w zanadrzu niezawodne wilce oraz nasturcje pnące i nie zawaham się ich użyć.
W tym roku warzywnik przejdzie wielką reorganizację. Dołączą do roślin borówki. Będzie też więcej wzniesionych rabat. Wiem, wiem, pisałam, że przy nich dużo podlewania, to prawda, ale jak widać po ubiegłorocznym przykładzie, z małym dzieckiem nie da rady przekopywać i regularnie pielić grządek i tak oto duża ich część perzem zdążyła porosnąć. Bo warzywnik to nie jedyne zajęcie. Jest jeszcze młodziutki sadzik, rabaty bylinowe, trawniki...
Postaram się ogarnąć teren najlepiej, jak umiem, o czym pisać będę regularnie. Córcia szczęśliwie dużo śpi, więc w dzień mam 2 godzinki dla ogrodu albo dla siebie. Wieczorem od 19 - całą noc dla siebie. A jeszcze w dzień przynajmniej 2 godziny z dzieckiem na dworze, a latem to w zasadzie od południowej drzemki aż do dobranocki. Jakoś to będzie.
W każdym razie nie zamierzam w tym roku dać się czerwcowym przymrozkom, które rok w rok organizują nam dwie kolejne noce, zwykle około 5 czerwca z temperaturami do -5 st. Fasole, cukinie, ogórki i pomidory trafia... To coś, co sprawia, że po prostu znikają z powierzchni grządek, bezpowrotnie.

Porów w ubiegłym roku miałam mnóstwo - nie smakowały ani ślimakom, ani nornicy fot. Wierzbowisko
 Kupiłam biodegradowalną włókninę wiosenną i zamierzam nauczyć się z nią żyć. W dodatku pozwoli mi na skuteczną walkę ze ślimakami, jeśli wiosna będzie równie mokra, jak poprzednia. Tałatajstwo zeżarło wszystkie sałaty, jarmuż, ogórki i większość fasoli. Nie miałam czasu po kilka razy dziennie ich zbierać i wyrzucać. Popiół drzewny nie działał, a specjalne żele niestety działały ledwie do następnego deszczu, a tanie nie są. Na koniec nornica, której nigdy nie było u mnie, przekopała co bardziej smakowite warzywa, które się ostały. I tak oto pozbyłam się niechcący buraków i marchwi.
Za to dynie zniszczyły przymrozki. To zdjęcie jest sprzed 3 lat, kiedy pogoda była łaskawa fot. Wierzbowisko
I tak oto, po serii porażek wstąpił we mnie nowy, ogrodniczy duch. Czas zacząć tegoroczne wysiewy!
Choć patrząc na piękny krajobraz za oknem, mam wątpliwości, czy wiosna rzeczywiście będzie niedługo...
A za oknem piękna zima fot. Wierzbowisko

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wierzbowa pracownia. Wielofunkcyjne worki na prezenty

Błyskawiczne ciasteczka z czterolatką