Jesienny ogród. Astry na pogodę i na deszcz

 Uwielbiam je.

 

I te klasyczne...
 
...i romantyczne
 Gdzie tylko mam ochotę stworzyć kolorową plamę, która będzie odporna na wszystko, sadzę sobie astry. 

 

Na wspólnej rabacie z tawułami, modrzewiem i perukowcem
 W pełni lata ich intensywne fioletowe kolory pewnie by nieco denerwowały, bo wtedy zdecydowanie wolę pastele albo soczyste czerwienie. Ale jesienią, kiedy wszystko zaczyna przekwitać, fiolety i amaranty astrów wyglądają wręcz bajkowo. Marzy mi się w przyszłości posadzenie takiego wielkiego pasa jak dywan z samych astrów właśnie, ale... wymyśliłam go sobie wzdłuż płotu, a to 40 m długości i 5 metrów szerokości... 

Na razie więc mam je więc w charakterze kolorowych plam w ogrodzie, z roku na rok coraz więcej. 

 

Odmiana karłowa o subtelnych kwiatkach
Dokupuję kolejne każdej jesieni, ale i dzielę te kępy, które już się ładnie rozrosły. Przy dużym ogrodzie ma to niebagatelne znaczenie, bo ogranicza koszty. Poza tym  odpada nam szukanie po sklepach odpowiednich, zdrowych sadzonek, bo przecież wiemy dokładnie, co u nas rośnie. A dzielonym roślinom jedynie wyjdzie to na zdrowie, bo jeśli zbytnio się nie zagęszczą, będą bujniej rosły. 

Takie kępy mam po podzieleniu na pół astrów w trzecim sezonie od posadzenia
 Co najważniejsze - astry "nic ode mnie nie chcą". Rosną w zasadzie wszędzie - świetnie sobie radzą nawet tam, gdzie latem od 16 jest już cień, dzięki temu później kwitną, podobnie jak posadzone obok nich floksy. Przy sadzeniu nowej rośliny podsypuję jej trochę obornika granulowanego, a potem może ze 2 razy w sezonie podlewam biohumusem albo EM Green Naturalny Ogród, czyli nawozami w płynie w 100 procentach naturalnymi. Co najważniejsze - nie sposób ich przedawkować i nie zatrują się żadne zwierzęta licznie odwiedzające nasze siedlisko.

Obok perukowca


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Błyskawiczne ciasteczka z czterolatką

Wierzbowa pracownia. Wielofunkcyjne worki na prezenty