Posty

Nasionkownia. Rabata w babcinym stylu skończona!

Obraz
Tydzień. Tyle dni z łopatą przenosiłam starą rabatę w nowe miejsce, powiększając już istniejącą przed domem, o czym pisałam kilka dni temu. I wreszcie udało mi się ją skończyć. Normalnie zajęłoby to może dwa dni pracy, przypuszczam, ze starczyłby jeden. Mnie zajęło tydzień, bo do dyspozycji miałam niecałe 2 godziny dziennie, kiedy córcia spała. Zdjecia jesienne, gdy wszystko przekwitło nie są specjalnie urocze, ale po prostu muszę się pochwalić, choćby po to, by wiosną i latem porównywać, jak wszystko pięknie zaczyna kwitnąć. Oto fragmenty mojej rabaty, wielkość około 20 mkw. To przeniesiony fragment fot. Wierzbowisko Forsycja, floksy i żarnowiec wyznaczają granicę starej i nowej rabaty fot. Wierzbowisko Na rabacie w stylu retro nie może zabraknąć irysów fot. Wierzbowisko Pośrodku rosną trzy piwonie. Na lewo od nich widać forsycję, za nimi mięta meksykańska i czarna pęcherznica fot. Wierzbowisko Moje ulubione - stokrotki i niezapominajki, posadzone między floksami i

Nasionkownia. Mój jesienny ogród (nie)gotowy na wiosnę

Obraz
Pogodynki zapowiadają ostatnie ciepłe dni tej jesieni, a w ogrodzie jeszcze tyle rzeczy do zrobienia... Mam tylko 2 godziny dziennie na bieganie z grabkami, łopatą czy nożycami, bo tyle w ciągu dnia śpi córcia (14 miesięcy obecnie). Z nią zrobić nic się nie da, bo ona też chce wszystko to samo, co mama. Ale jeszcze do końca sama nie chodzi, więc trzeba pilnować cały czas. Potem też trzeba będzie, ale chociaż ręce własne zwolnię. Udaje nam się opryskiwać ogród EM-ami, podlewać. I tyle. To i tak dużo, moim zdaniem. Generalnie - nauczyłam się zwalniać. Czego nie zdążę zrobić teraz, zrobię na wiosnę. wiat na porządkach się nie kończy, zwłaszcza, że ja należę do typów, które czasami - zamiast biegać po grządkach - z książką w altance wolą się zaszyć. Czasem zwyczajnie mi się nie chce i już. Poza tym mając mało czasu i dwie ręce, oraz niemowlaka w domu, nie mam wyboru - muszę prowadzić ogród w stylu slow, powiedziałabym - permakulturalnie. O permakulturze inny post, jak już zrobi się zimno

Piękna złota polska jesień

Obraz
Nie ma piękniejszych barw niż jesienne liście skąpane w słońcu. U mnie w ogrodzie goszczą winobluszcze, rozpięte na pergolach. Błyskawicznie rosną (w razie potrzeby tnę, nawet w środku lata), bezproblemowe są w uprawie (dostają czasem humusu, opryskam czasem pożytecznymi EM-ami, trochę podleję, ale tylko w wyjątkowe upalne dni). Poza tym - nie robię przy nich nic. A rosną w cieżkiej, gliniastej ziemi bezproblemowo. Latem dają cień, wiosną chronią od wiatrów, a jesienią cieszą oko taką oto feerią barw. Uwielbiam je. Dwumetrową pergolę winobluszcz bezproblemowo obrósł w jeden sezon, sadziłam go wiosną z doniczki fot. Wierzbowisko Nie ma piękniejszych barw niż jesienne liście skąpane w słońcu fot. Wierzbowisko

Nasionkownia. Rabata w babcinym stylu

Obraz
Mam słabość do babcinego ogródka. Prawdziwego, bo takim zachwycałam się, kiedy bywałam u babci. Ze względu na ograniczoną ilość miejsca, była w nim część kwiatowa z tulipanami, floksami, cyniami, byczkami. Owocowa - do dziś pamiętam smak tamtego agrestu i porzeczek. Oraz niewielka warzywna, z burakami, marchwią, porem, pietruszką i koperkiem. Babcia szczęśliwie żyje, ale podeszły wiek i chore serce nie pozwalają już na ogrodowe prace. To jednak nie znaczy, że ogródek został zlikwidowany. Nie. Rośnie w nim to, co nie wymaga mnóstwa pracy. Zostały niezapomniane floksy, rozgościły się niezapominajki i konwalie. Wielki migdałowiec posadzony na środku niegdyś kwiatowej rabaty zachwyca różowym kwieciem. I ja taką rabatę zapragnęłam mieć. Tak naprawdę zawsze do niej tęskniłam, ale w bloku zrobić jej nie mogłam Teraz mogę. I właśnie robię. Trochę z konieczności, bo powiększamy ogrodzoną część pod domem, by córcia wiosną miała dość bezpiecznego miejsca do zabawy. Poza tym wybrałam sobie na prz

Z braku piekarnika... podpłomyki

Chwilowo nie mam piekarnika. Zdarza się. Stary się popsuł całkiem. Będzie nowy. Ale na razie nie ma żadnego. Szczerze całkiem, nie bardzo też przez upalne lato spieszyło się nam z kupnem nowego, bo i tak nie wyobrażałam sobie pieczenia w tropikalnych temperaturach, jakie miłościwie panowały nam przez ostatnie miesiące. Upały jednak przeszły całkiem, a mnie dzisiaj najzwyczajniej w świecie... zabrakło chleba. A chlebożercą jestem i już. Czasem mam ochotę na pszenny, drożdżowy. Innym razem - razowy na zakwasie. Czasem mam czysto ziarnisty, a jeszcze czasem, choć najrzadziej, chałkę. Coś chlebowego mam jednak zawsze, choćby odrobinkę. A dzisiaj zabrakło. A tak strasznie chciało mi się zjeść coś chrupiącego. A tak strasznie nie chciało mi się jechać do sklepu, bo niedziela była handlowa. No i ten brak piekarnika pierwszy raz dał mi się we znaki od miesięcy. Ale, od czego głowa! No i internet, który bywa w trudnych chwilach pomocnych. Wpisałam hasło: "chleb bez pieczenia" i wysk

Cztery powody rezygnacji z upraw w skrzyniach

Obraz
Tegoroczne próby ogarnięcia ogrodu, maleńkiego dziecka i jeszcze zrobienia czegoś innego spełzły na... ślimakach. Tak, tak - te zielono żerne bestie pożarły dosłownie wszystko, co miały w pobliżu - trzykrotnie wysiewane ogórki, fasolki, cukinie, sałaty. Ostatnio też i jarmuż. Ocaliłam dwie rabatki z fasolką, dziką rukolą i melonami. To, co było na tradycyjnych rabatach, m.in. pory, sałaty, buraczki przeorała nornica (sądzę, że niejedna - już kupiłam Nornit, będę zwalczać, bo inaczej pożre mi wszystko - koty niestety tegoż osobnika nie ruszają). Trudno, z jesienią za pasem zacznę jeszcze raz. Wysieję zimnolubną roszponkę, szpinak i sałatę zimującą w gruncie, na wiosenny zbiór. Powinien też jeszcze zdążyć przed zimą jarmuż, niezwykły twardziel wśród warzyw. To wszystko w skrzyniach, bo tak najszybciej. Ale ostatni już raz. A dlaczego ostatni? Po trzech latach upraw w skrzyniach i na podniesionych grządkach stwierdzam, że jest to zbyt drogie i czasochłonne przede wszystkim.  1. Bo zami

Żyjący ogród

Obraz
Tak zatytułowana jest jedna z moich ulubionych książek o ogrodach. Nie ma w niej przepisów na piękne rabaty, wymuskane żywopłoty, rabatki co do centymetra ustawione tam, gdzie trzeba. Jest w niej opowieść o tym, jak stworzyć ogród żyjący - czyli wcale nie taki, gdzie jest miejsce na grilla, boisko i warzywnik, chociaż oczywiście to też może i powinno się tam znaleźć. To taki, w którym jest miejsce i schronienie dla owadów, płazów, ptaków i zwierzątek - jak np. w lesie nietkniętym ręką człowieka. Od trzech lat pracujemy z mężem nad tym, by nasze 1,4-hektarowe ledwie siedlisko, niegdyś będące po prostu pastwiskiem, zamienić w piękny, dziki, bajkowy ogród. Sadzimy drzewa, miododajne kwiaty, zioła. Jest miejsce na warzywnik, jest wielki taras, sad i wysypane żwirem ścieżki. Jest miejsce na wielki podjazd dla samochodów (też wysypany m.in. żwirkiem, bo żadnego asfaltu ani kostki brukowej nie było tu i nie będzie). I oto pierwsze efekty naszej pracy. Pracy, przy której mieszkańcy wsi pukają